Niestety... Życie nie mogłoby być takie piękne, że pewien natrętny osobnik zostawiłby mnie w spokoju. Dosyć szybko za mną podążył, a ja chociaż chciałem przyspieszyć kroku to wyglądałoby to tak, jakbym przed nim uciekał - a co jeśli, by go to zachęciło do dalszej pogoni, ponieważ myślałby, że się go boję? Nie... Nie podobała mi się ta perspektywa.
Był coraz bliżej, aż w końcu mnie dogonił. Byłem już zmęczony, a on zaczynał mnie naprawdę irytować. Może powinien wybrać sobie inny cel? Polecałbym Akatsukiego.
- Nie? - Mruknął mi do ucha, a ja poczułem jego oddech.
Opanuj się. Powinieneś wiedzieć już, że nienawidzę, jak ktoś narusza moją strefę osobistą (chociaż nie mam oporów przed naruszaniem jej u innych) - pomyślałem.
Odsunąłem się zniesmaczony. Może powinienem go od razu skrócić o głowę? Skończyłyby się wtedy wszystkie moje problemy z nim związane... Nie... Przecież chciałem wykorzystać go do zgnębienia Akkiego, czyli muszę jeszcze trochę z nim wytrzymać... Chyba go nie zabiję... Chyba.
- Zdecydowanie nie - odparłem stanowczo.
- Więc czas to zmienić - z tymi oto słowami, które zaalarmowałyby każdą osobę mającą choć odrobinę instynktu samozachowawczego sięgnął do kieszeni i... wyjął wiśniowego lizaka.
- Więc wyciągasz lizaka? - Prychnęła Kasumi.
- Tak. Właśnie tak.
- Jesteś niemożliwy - stwierdziła.
- A ty seksowna? - Wyciągnął w jej stronę drugiego lizaka.
- Raczej podziękuję - zaśmiała się.
Świetnie. Gadajcie sobie dalej, ale czemu inni mają się przez to nie wysypiać?
Czułem narastające wewnątrz mnie poirytowanie. Irytowałem się przeważnie do tej pory tylko w dwóch przypadkach. I to był jeden z nich. Nienawidziłem, jak ktoś utrudniał mi wyspanie się.
Spróbowałem zamaskować ziewnięcie, ale cwana bestia zwana Treyem i tak to wypatrzyła. Jego oczy niemalże rozbłysły. Oho.. Znalazł sobie kolejną okazję, aby się popisać swoją elokwencją.
- Chyba ktoś się zmęczył.
- Albo znudził - zauważyłem.
- Nie wydaje mi się - uśmiechnął się półgębkiem. - Ale jeśli chcesz to śmiało idź do łóżka.
- Jakoś nie mam teraz na to ochoty - on mi proponował, abym poszedł do łóżka? Niee... Jakoś trudno było mi uwierzyć w niewinność tej oto propozycji. Byłbym głupi korzystając z niej.
- Ja z chęcią ci potowarzyszę - zaproponował melodyjnie.
Wiedziałem! Cofnąłem się o krok uzyskując choć odrobinę tej niezwykle cennej w tej chwili przestrzeni osobistej. Miałem w
- Nie zrobiłbyś tego - odparłem odruchowo.
Było w tym zaskoczenie, ale i nutka groźby, ponieważ naprawdę zaczynało mnie kusić, aby w tym momencie użyć siły w celu pacyfikacji tego uciążliwego osobnika. Aczkolwiek... Wolałem też, aby myślał o mnie, jako o osobie, która unika tego rodzaju środków - może pomyśli, że jedyne w czym jestem dobry to gadanie i manipulowanie.
Przechylił nieco głowę. Z jakiegoś powodu ten z pozoru nic nie znaczący gest zaczynał mnie irytować. Może po prostu byłem już na tyle zmęczony, że wszystko mnie irytowało? Taa.. To chyba to.
- Jesteś szalony - stwierdziłem.
Taaa... A ja na pewno normalny - pomyślałem ironicznie. Wiedziałem, że daleko mi do normalnej przeciętnej osoby.
- Może coś w tym jest - zaśmiał się podchodząc jeszcze bliżej. Cofnąłem się kilka kroków. Ściana... Hmm... Houston, mamy problem.
Zabiję... Zabiję... - Przemknęło mi przez myśl, a tłumiona we mnie irytacja dosyć szybko narastała.
W momencie, kiedy przestał pilnować swoich zawszonych łap poczułem, jak coś... Jak by to określić... A zresztą nieważne.
- Oochh... Odniosłem to wrażanie już podczas naszego pierwszego spotkania - z mojego gardła wydobył się słodki głosik. - Ale ty naprawdę chcesz wcześnie zakończyć swój żywot - uśmiechnąłem się. - A jeśli masz ochotę jeszcze trochę pobyć na tej stronie świata to radziłbym zostawić mnie w spokoju, bo nie wiem ile jeszcze będę mógł ignorować twoje zachowanie - starałem się nie mieć morderczego wzroku, ale zapewne kończyło się tylko na staraniach sądząc po jego odrobinę zadowolonym wyrazie twarzy. Musiał być po prostu wprost zachwycony tym rozwojem sytuacji
Odepchnąłem go ze zirytowanym spojrzeniem.
- Jesteście do siebie podobni - zauważył.
- Niby do kogo jestem podobny? - Niestety. Morderczy wyraz twarzy nie zamierzał sobie zniknąć od tak.
- Do swojego bra... - Zacząłem.
- Miałeś na myśli Akatsukiego - moje ręce powoli zaczęły wędrować w stronę noża. - Niby pod jakim względem jestem do niego podobny? - Mój niewinny uśmieszek pozostawał niewzruszony, kiedy to obmyślałem dokładnie 2 416 sposobów na ukatrupienie Treya.
- Miałem jedynie na myśli, że reagujecie tak samo, gdy przestajecie nad sobą panować - zapragnąłem zetrzeć mu z twarzy ten, jakże irytujący mnie uśmieszek. Nic. Tylko nóż w kieszeni mi się otwiera na ten widok.
- Eeechhh... Naprawdę? - Wyjąłem nóż i pogładziłem jego powierzchnię. - Nie sądziłem, że to będzie twoje ostatnie stwierdzenie w tym życiu... - Zacząłem iść w jego kierunku. - Wiesz... Porównywanie mnie z nim jest jedną z niewielu rzeczy za którymi nie przepadam, ale skąd miałeś to wiedzieć skoro wszyscy, którzy to zrobili już dawno nie żyją...
Chwila! - Zatrzymałem się. - Co ja robię?! To z pewnością nie był dobry czas na próbę zabójstwa. W dodatku przy świadkach. Jeszcze ten jego uśmieszek... Mu naprawdę podobał się ten rozwój sytuacji.
Odwróciłem się.
- Ale jako, że nie zamierzam tańczyć tak, jak mi zagrasz nie rzucę się na ciebie z rządzą mordu dostarczając ci rozrywki - z tymi oto słowami oraz wesołym uśmieszkiem odwróciłem się, a następnie zostawiłem Kasumi oraz Treya samych. Ooo... Jak teraz o tym pomyślę to Kasumi musiała mieć niezłą rozrywkę oglądając naszą dwójkę.
Uuuff... O mało bym nie zapomniał o najważniejszej sprawie. Przecież chciałem się wyspać, a nie walczyć z nim - ziewnąłem. - Naprawdę... Ta walka była naprawdę kusząca...
wtorek, 31 marca 2015
(Wataha Mroku) Od Trey'a.
Stałem z pochmurną miną pod ścianą głównej jaskini Mroku podrzucając mały kamyczek w dłoniach. Był to jeden z tych momentów, kiedy nic lub nikt nie przykuł mojej uwagi. W jaskini pusto, na dworze pusto. Zmarszczyłem brwi słysząc kroki w wejściu.
- Och... - Wyrwało się Kuro widząc mnie. - A Ty nie powinieneś być gdzieś indziej.?
Na moje wargi mimowolnie wypłynął cień przebiegłego uśmiechu.
- Nie tęskniłeś za mną.? - Wypuściłem kamień z rąk i odepchnąłem się od ściany.
- Wyobraź sobie, że nie. - Odparł.
Momentalnie wróciła cała moja energia i chęć na kogoś.
Przeniosłem spojrzenie za plecy chłopaka i ujrzałem smukłą, drobną dziewczynę o fioletowych włosach i piegach na bladej twarzy. Niesamowite stworzonko. Trzeba będzie kiedyś to wykorzystać.
Podszedłem powoli do niej mierząc ją wzrokiem od góry do dołu, potem złapałem jej spojrzenie. Mój uśmiech poszerzył się. Niezrażona moim zachowaniem wyglądała bardziej na zaciekawioną.
Wyczułem chęć swoistej ucieczki basiora.
- Próbujesz uciec.? - Zasugerowałem.
- Po prostu nie chciałem przeszkadzać wam w bliższym zapoznawaniu się, bo wiesz... Jakoś nie odczuwam potrzeby nawiązywania bliższej znajomości z tobą - Uśmiechał się niewinnie. - Zostawię tą przyjemność Kasumi.
- Czyli próbujesz uciec. - Podsumowałem.
Sądziłem, że zostanie. Zawsze ciekawiej, gdy na polu gry jest więcej osób.
- Ale sam chyba przyznasz, że nie jestem tutaj zbytnio potrzebny - Zauważył. - Poza tym nie byłoby Ci łatwiej osiągnąć to co planujesz skupiając swoją uwagę na jednej osobie.? Pomyśl o tym, jakbym szedł Ci na rękę.
- Lubię wyzwania. - Odparłem bez wahania.
- Ja tylko tak się wtrącę na chwilę... Hmm... Co wy macie na myśli poprzez "wyzwania".?
Oblizałem górną wargę i posłałem jej tajemniczy uśmiech pokazując dołeczki w policzkach.
- A jak myślisz.? - Wymruczałem i zrobiłem jeszcze jeden krok w jej stronę. - Wiesz, przez wyzwania miałem na myśli, że... - Zagaiłem.
Dziewczyna bez wahania uniosła dłoń i przytknęła palec do mojej piersi delikatnie mnie odpychając.
- Wygląda na to, że masz pecha. Będziesz musiał się bardziej postarać.
Nie ma problemu dziecinko. Jak wspominałem uwielbiam wyzwania. - pomyślałem.
Na twarzy Kuro pojawił się złośliwy grymas.
- Och nie martw się. Zawsze mam Ciebie.
- A to niby od kiedy Ty mnie 'masz'.? Jakoś nic o tym nie wiem. Twoje teksty nie są zbyt oryginalne, wiesz.?
Chwilowo porzuciłem Kasumi i podszedłem do Kuro. Przymrużyłem oczy i pochyliłem się nad nim.
- Nie.? - Mruknąłem przy jego uchu, pozwalając by mój oddech łaskotał go po policzku.
Odsunął się zniesmaczony.
- Zdecydowanie nie.
- Więc czas to zmienić. - Sięgnąłem do kieszeni spodni i odpakowałem wiśniowego lizaka.
- Więc wyciągasz lizaka.? - Prychnęła Kasumi.
- Tak. Właśnie tak. - Owinąłem język wokół małej kulki.
- Jesteś niemożliwy.
- A Ty seksowna. - Wyciągnąłem w jej stronę drugiego lizaka.
- Raczej podziękuję. - Zaśmiała się.
Kuro patrzył na nas niemal z poirytowaniem. Twarz miał spokojną, ale oczy go zdradzały. Te piękne brązowo czerwone oczy. Potarł twarz dłonią starając się zamaskować ziewnięcie.
- Chyba ktoś się zmęczył.
- Albo znudził - Warknął.
- Nie wydaje mi się. - Uśmiechnąłem się półgębkiem. - Ale jeśli chcesz to śmiało idź do łóżka.
- Jakoś nie mam teraz na to ochoty.
- Ja z chęcią Ci potowarzyszę. - Powiedziałem melodyjnie.
Jego oczy rozszerzyły się i cofnął się o krok.
- Nie zrobiłbyś tego.
Przechyliłem głowę na jedną stronę.
- Jesteś szalony. - Odpowiedział.
- Może coś w tym jest. - Zaśmiałem się i zmusiłem go do cofnięcia się pod ścianę.
Muszę zapamiętać, że zmęczony Kuro jest wyjątkowo łatwy do wykorzystania. To przyda się w raczej niedalekiej przyszłości.
Przesunąłem koniuszkami palców po jego klatce piersiowej patrząc jak z trudem to znosi. Tym lepiej.
- Och... - Wyrwało się Kuro widząc mnie. - A Ty nie powinieneś być gdzieś indziej.?
Na moje wargi mimowolnie wypłynął cień przebiegłego uśmiechu.
- Nie tęskniłeś za mną.? - Wypuściłem kamień z rąk i odepchnąłem się od ściany.
- Wyobraź sobie, że nie. - Odparł.
Momentalnie wróciła cała moja energia i chęć na kogoś.
Przeniosłem spojrzenie za plecy chłopaka i ujrzałem smukłą, drobną dziewczynę o fioletowych włosach i piegach na bladej twarzy. Niesamowite stworzonko. Trzeba będzie kiedyś to wykorzystać.
Podszedłem powoli do niej mierząc ją wzrokiem od góry do dołu, potem złapałem jej spojrzenie. Mój uśmiech poszerzył się. Niezrażona moim zachowaniem wyglądała bardziej na zaciekawioną.
Wyczułem chęć swoistej ucieczki basiora.
- Próbujesz uciec.? - Zasugerowałem.
- Po prostu nie chciałem przeszkadzać wam w bliższym zapoznawaniu się, bo wiesz... Jakoś nie odczuwam potrzeby nawiązywania bliższej znajomości z tobą - Uśmiechał się niewinnie. - Zostawię tą przyjemność Kasumi.
- Czyli próbujesz uciec. - Podsumowałem.
Sądziłem, że zostanie. Zawsze ciekawiej, gdy na polu gry jest więcej osób.
- Ale sam chyba przyznasz, że nie jestem tutaj zbytnio potrzebny - Zauważył. - Poza tym nie byłoby Ci łatwiej osiągnąć to co planujesz skupiając swoją uwagę na jednej osobie.? Pomyśl o tym, jakbym szedł Ci na rękę.
- Lubię wyzwania. - Odparłem bez wahania.
- Ja tylko tak się wtrącę na chwilę... Hmm... Co wy macie na myśli poprzez "wyzwania".?
Oblizałem górną wargę i posłałem jej tajemniczy uśmiech pokazując dołeczki w policzkach.
- A jak myślisz.? - Wymruczałem i zrobiłem jeszcze jeden krok w jej stronę. - Wiesz, przez wyzwania miałem na myśli, że... - Zagaiłem.
Dziewczyna bez wahania uniosła dłoń i przytknęła palec do mojej piersi delikatnie mnie odpychając.
- Wygląda na to, że masz pecha. Będziesz musiał się bardziej postarać.
Nie ma problemu dziecinko. Jak wspominałem uwielbiam wyzwania. - pomyślałem.
Na twarzy Kuro pojawił się złośliwy grymas.
- Och nie martw się. Zawsze mam Ciebie.
- A to niby od kiedy Ty mnie 'masz'.? Jakoś nic o tym nie wiem. Twoje teksty nie są zbyt oryginalne, wiesz.?
Chwilowo porzuciłem Kasumi i podszedłem do Kuro. Przymrużyłem oczy i pochyliłem się nad nim.
- Nie.? - Mruknąłem przy jego uchu, pozwalając by mój oddech łaskotał go po policzku.
Odsunął się zniesmaczony.
- Zdecydowanie nie.
- Więc czas to zmienić. - Sięgnąłem do kieszeni spodni i odpakowałem wiśniowego lizaka.
- Więc wyciągasz lizaka.? - Prychnęła Kasumi.
- Tak. Właśnie tak. - Owinąłem język wokół małej kulki.
- Jesteś niemożliwy.
- A Ty seksowna. - Wyciągnąłem w jej stronę drugiego lizaka.
- Raczej podziękuję. - Zaśmiała się.
Kuro patrzył na nas niemal z poirytowaniem. Twarz miał spokojną, ale oczy go zdradzały. Te piękne brązowo czerwone oczy. Potarł twarz dłonią starając się zamaskować ziewnięcie.
- Chyba ktoś się zmęczył.
- Albo znudził - Warknął.
- Nie wydaje mi się. - Uśmiechnąłem się półgębkiem. - Ale jeśli chcesz to śmiało idź do łóżka.
- Jakoś nie mam teraz na to ochoty.
- Ja z chęcią Ci potowarzyszę. - Powiedziałem melodyjnie.
Jego oczy rozszerzyły się i cofnął się o krok.
- Nie zrobiłbyś tego.
Przechyliłem głowę na jedną stronę.
- Jesteś szalony. - Odpowiedział.
- Może coś w tym jest. - Zaśmiałem się i zmusiłem go do cofnięcia się pod ścianę.
Muszę zapamiętać, że zmęczony Kuro jest wyjątkowo łatwy do wykorzystania. To przyda się w raczej niedalekiej przyszłości.
Przesunąłem koniuszkami palców po jego klatce piersiowej patrząc jak z trudem to znosi. Tym lepiej.
(Wataha Mroku) od Kuro
Noc...
Znowu będę spał w ciągu dnia od siedzenia o takiej porze - przemknęło mi przez myśl.
Wracałem akurat do watahy (taaa... po tym, jak kolejna wariatka wspinała się na drzewa i mnie z nich zrzuciła, jakoś odechciało mi się ucinania tam drzemek).
Zdziwiło mnie, jednak, że wyczuwam tutaj obecność kogoś z Ognia o takiej porze. Doprawdy... Czy ona starała się o jakąkolwiek dyskrecję. Po prostu biegła przed siebie, jak gdyby nigdy nic. W dodatku to była Shyine bez Mayi. Nie było to często spotykane zjawisko.
Oparłem się o drzewo z westchnieniem. Pewnie będzie tędy biegła, więc czemu, by na nią nie zaczekać.
- A ty co tu robisz? - Spytałem się jej.
- Kuro, wiem, że ty musisz wszystko wiedzieć i nigdy nie odpuszczasz - zabrzmiało to niczym początek niezwykle nudnej przemowy.
Tak naprawdę to jej sprawy nie interesowały mnie w najmniejszym stopniu. No... Może odrobinkę. Dotyczyło to jednak tego co robiła akurat tutaj (w sensie u nas w Mroku) o takiej porze. Poza tym mogła sobie robić co chce tak długo, jak ja nie będę miał żadnych kłopotów.
Nie czułem się jakoś w formie do wtykania nosa w nie swoje sprawy.
- ... Ale tym razem daj sobie spokój z tymi twoimi badaniami. Dobrze ci radzę. To nie jest już zabawa... Już nie - tak jak myślałem. Jakaś nudna "super poważna" przemowa, którą można byłoby skrócić do "trzymaj się ode mnie z daleka".
Kiedy zniknęła po prostu ruszyłem dalej w kierunku jaskini.
***
Wyglądało na to, że to jednak nie koniec spotkań towarzyskich. Usłyszałem szelest i kroki. Hmm... Jakieś nowe te kroki? Ten rytm nie był mi znajomy. Jakby nie wystarczyło mi spotkanie z tamtą dwójką...
Oparłem się o ścianę jaskini. Skoro już mam okazję to czemu by nie przywitać tej nowej osoby. Nie wiadomo, kiedy trafi się następna okazja, aby zamienić z nią parę słów.
Nie minęło nawet 30 sekund zanim zauważyła moją obecność. Nie... Nie zauważyła czy usłyszała. Po prostu ją wyczuła. Rozejrzała się czujnym wzrokiem przeszukując okoliczny teren wokół siebie. Powodzenia. O ile nie ma się oczu przystosowanych do widzenia w ciemności (jak moje) to się raczej zbyt wiele nie zauważy.
W końcu spojrzała się prosto przed siebie. Nie powiem, żebym stał od niej zbyt daleko. Może 5 metrów.
- Zboczeniec, obserwowałeś mnie? A może chciałeś mnie zaatakować? - Zamilkła. - Chyba, że to ja ciebie zaskoczyłam swoją obecnością...
Ooo... Czyli raczej nie jest osobą, która pomyśli zanim coś powie...
Zaczęła się zastanawiać.
- Ty to zapewne Kura - znowu urwała, jakby zdała sobie sprawę, że coś tutaj nie pasuje. - Kuro - szybko poprawiła. - Mój mi Kasumi.
Nie zdziwiłbym się, gdyby właśnie podsumowywała, jakie wywarła na mnie pierwsze wrażenie. Zgaduję, że raczej nie zamierzała tak wypaść.
Zapadła między nami cisza, a ja wyglądałem, jakbym najzwyczajniej w świecie ja ignorował. Nie powiem, żebym to robił. No... Może odrobinkę.
Zastanawiało mnie niby skąd o mnie usłyszała, jeśli to była jakaś osoba, która słyszała o moich malutkich żarcikach to raczej nie miałem już u niej pozytywnej opinii, a z pewnością nie uchodziłem dla niej za osobę nieszkodliwą.
Rozjaśniła ciemności kulą ognia ukazując moją spokojną twarz z uśmiechem, który choć nie był drętwy i sztuczny to nie wyrażał szczególnych emocji.
- Nie masz ochoty czegoś jeszcze dodać? - Spytałem. - Z chęcią posłucham. Może to być nieco zabawne. Miło mi ciebie poznać, Kasumi. Może chcesz wejść do środka? - Zaproponowałem. - Domyślam się, że zamierzasz tutaj dłużej zabawić.
- Nie... raczej nie... no cóż jakbym zaczęła toć nawijać to obawiam się że trudno byłoby mnie powstrzymać zanim powiedziałabym coś naprawdę głupiego...
- To może być całkiem ciekawe - uśmiechnąłem się.
No i być może będę mógł wykorzystać to przeciwko tobie w przyszłości - dokończyłem w myślach, ale powstrzymałem się przed wypowiedzeniem tego na głos.
Tak właściwie to byłoby ciekawie mówić pewnego dnia na głos wszystko co myślę. Niektóre reakcje innych na to mogłyby być dosyć ciekawe. Chociaż nie... To nie mogłoby się dobrze skończyć.
Wszedłem do jaskini. Wydawało mi się dosyć oczywiste, że pójdzie ze mną, skoro zamierza tutaj mieszkać. Inaczej pewnie, by raczej nie była tak poinformowana na nasz temat.
- Och... - Wyrwało mi się widząc Treya. - A ty nie powinieneś być gdzieś indziej?
- Nie tęskniłeś za mną? - Starał się mieć uwodzicielki uśmiech? Jakoś mnie on odpychał (czyt. wyczuwałem kłopoty) - a na pewno sprawiał, że stawałem się przynajmniej dwa razy ostrożniejszy niż zwykle.
- Wyobraź sobie, że nie - odparłem uśmiechnięty.
W każdym razie wydawał się być pełen energii, jakby to określić. Zaczynałem myśleć, że za chwilę zaprezentujemy Watahę Mroku od jej, jak "najlepszej" strony, a przynajmniej on to zrobi.
Kasumi pojawiła się tuż za mną. Od razu wzrok mojego rozmówcy powędrował w jej stronę. Skomentuję to tak: jakoś mnie to nie dziwiło, ale przynajmniej teraz jego uwaga skupiła się na niej - było to poniekąd dla mnie pozytywne. Jakoś wolałem nie przyciągać jego uwagi, a na pewno nie pod takim względem. O wiele lepiej będzie, jeśli zajmie się innymi.
Podszedł do niej i przesunął wzrokiem po jej ciele, jakby chciał ją prześwietlić na wylot i wiedzieć o niej wszystko. Nagle podkusiło mnie, aby powiedzieć "Cóż, miłej zabawy w dalszym zapoznawaniu się.". Podejrzewałem tylko, że definicja nawiązywania bliższej znajomości w przypadku Treya nieco się różniła od tej tradycyjnej.
Może bym się tak wycofał? Byłem pewien, że dziewczyna, która jak otworzy buzię to nie potrafi trzymać języka za zębami oraz mężczyzna, który nie zna ograniczeń to byłoby dosyć ciekawe połączenie. Jakoś nie czułem potrzeby przeszkadzania im w konwersacji.
Zamierzałem właśnie zrobić krok w tył i się odwrócić, kiedy jego wzrok wrócił na moją osobę (a już myślałem, że będę spokój).
- Próbujesz uciec? - Zasugerował.
- Po prostu nie chciałem przeszkadzać wam w bliższym zapoznawaniu się, bo wiesz... Jakoś nie odczuwam potrzeby nawiązywania bliższej znajomości z tobą - jak zwykle zachowałem niewinny uśmiech. - Zostawię tą przyjemność Kasumi.
- Czyli próbujesz uciec - podsumował.
- Ale sam chyba przyznasz, że nie jestem tutaj zbytnio potrzebny - zauważyłem. - Poza tym nie byłoby ci łatwiej osiągnąć to co planujesz skupiając swoją uwagę na jednej osobie. Pomyśl o tym, jakbym szedł ci na rękę.
- Lubię wyzwania - odparł.
- Ja tylko tak się wtrącę na chwilę... Hmm... Co wy macie na myśli poprzez "wyzwania"?
Hmmm... Chyba nie chciałaby wiedzieć, że od tak chciałem rzucić ją na pastwę Treya. Tak dla zabawy i świętego spokoju.
- A jak myślisz? - Znowu przybliżył się do niej. Dzieliło ich dosłownie kilka centymetrów. - Wiesz przez wyzwania miałem na myśli, że... - Zaczął.
Zanim zdążył dokończyć swoją myśl Kasumi przytknęła mu do piersi palec delikatnie go od siebie odsuwając..
- Wygląda na to, że masz pecha. Będziesz musiał się bardziej postarać - na mojej twarzy pojawił się cień złośliwości.
- Och, nie martw się - jego wyraz twarzy błyskawicznie stał się podobny do mojego. - Zawsze mam ciebie.
- A to niby od kiedy ty mnie "masz"? Jakoś nic o tym nie wiem - dla odmiany przybrałem nieprzenikniony wyraz twarzy. -Twoje teksty nie są zbytnio oryginalne, wiesz?
Z tymi słowami odwróciłem się odwróciłem. Nie obchodziło mnie zbytnio zdanie Treya ani to czy w jego oczach "uciekam". Po prostu nie chciało mi się z nimi tutaj siedzieć i słuchać tego co mu ślina na język przyniesie. To nawet nie było ciekawe. Ja chciałem iść spać. Po prostu iść spać, ponieważ ostatnio naprawdę mało spałem...
poniedziałek, 16 marca 2015
(Wataha Ognia) od Shy
Noc była ciemna, ciemna i cicha, ciemna, cicha i jednocześnie tak niespokojna. Całą noc czuwałam, przeczesywałam myślami i zmysłami las i tereny ognia. Saphira i Gaja robiły to samo, chociaż w inny sposób. One latały nad całym terenem i patrolowały je. Noc wydawała się najlepszym czasem do ataku, bo przecież w nocy wszyscy śpią i są łatwym celem. Niemal bezbronni, a jednak....
- Hej. Czemu nie śpisz? - usłyszałam za sobą głos Maji
- Jak mogłabym spać w takiej chwili- powiedziałam oburzona
- Powinnaś się wyspać- powiedziała Maja. Powiedziała to tym swoim głosem, który zazwyczaj znaczy, że nie odpuści. Głos dziecięcego uporu, jak ja go nazywałam.
- okej, okej- powiedziałam przewracając oczami. Zaczynało świtać i byłam pewna, że nie uda mi się zasnąć, ale popełniłam błąd. Usnęłam bardzo szybko. Kiedy się obudziłam było już niemal południe, a Maja spała w pokoju obok. Słyszałam jej miarowy oddech i nagle w mojej głowie zaświtał pomysł, a właściwie to po prostu postanowiłam zrealizować wcześniejszy pomysł. Musiałam wprowadzić do gry nowy mianownik, innego gracza, który odwróci jej wynik. To nie mogło się tak skończyć.
Wymknęłam się z jaskini Watahy Ognia i skierowałam prosto ku terenom mroku. Czy miałam jakiś plan? Nie, i nie starałam się go wymyślić, po prostu biegłam i myślałam tylko o tym. O rozmywającym się krajobrazie, o wiatrze w moich włosach, o odgłosie powietrza zderzającego się z całym moim ciałem i o tylu innych rzeczach, które wiązały się z biegiem. Właśnie miałam tereny watahy mroku i już miałam się cieszyć, że jednak jego nie spotkałam, ale z moich myśli wyrwał mnie jego głos:
- a ty co tu robisz?- Kuro stał oparty o drzewo przyjmując dość nonszalancką pozę.
- Kuro, wiem że ty musisz wszystko wiedzieć i nigdy nie odpuszczasz, ale tym razem daj sobie spokój z tymi twoimi badaniami. Dobrze ci rządzę to nie jest zabawa...już nie - powiedziałam i biegłam dalej nasłuchując za sobą kroków Kuro, ale ich nie słyszałam. Minęłam tereny wszystkich watah i zaczęłam węszyć. Szukałam zapachu Nigela. Było to dość trudne i zaczęłam stopniowo zwalniać, aż przeszłam do tepa spacerowego. Po kilku minutach ślady stały się całkiem wyraźne, więc przyspieszyłam. I po chwili dotarłam na miejsce. Bardzo wyraźnie było czuć tu aurę mroku, weszłam do groty, choć mój instynkt nakazywał mi uciekać stąd jak najdalej. Grota była ciemna i bardzo długa, A na końcu łączyła się z jakimś pomieszczeniem. Wraz z moim zbliżaniem się do sali coraz wyraźniej docierały do mnie głosy dwóch mężczyzn.
- A więc wie już jak obezwładnić jej tarczę, ale to nadal nie daje gwarancji sukcesu.
- Masz rację, Logosie. Jeśli tej małej uda się połączyć jej magię Follow z tym co dała jej matka to posłaniec będzie bezradny.
- Nie bądźmy aż takimi pesymistami.
- A jaki widzisz dla niego ratunek?
- Widzę światło pochłaniające ciemność
- A więc wszystko zależy od tej małej?
- Na to wygląda. Ona ma wielką przewagę przez swoje emocje. Jeśli spali jego serce on nie będzie miał szans na obronę. - zastanawiałam się o czym oni mówią. Wiedziałam, że w tych słowach kryje się rozwiązanie naszej zagadki. Podeszłam do drzwi drugiej sali. Tam również o tym rozmawiali tym razem słyszałam głos kobiecy
- Tajemnica całej zagadki tkwi w tym czy naprawdę jest Follow. Musicie pamiętać, że nigdzie nie znaleziono zapisków o tym, że służy ona złu. Nasi badacze tej mocy podejrzewają, że to posiadacz kształtuje swoją moc.- słuchałam tego wszystkiego z coraz bardziej zdziwioną minę i już wiedziałam gdzie znajdę rozwiązanie. Wymknęłam się z jaskini i zawołałam cicho Gaję.
- Wiesz gdzie chcę lecieć- powiedziałam wsiadając na jej grzbiet. - Tylko szybko.
Lot był bardzo krótki, Gaja się postarała. Tereny były opustoszone. Widać było ślady po zniszczeniach spowodowanych pożarem. Z łatwością odnalazłam spalony budynek archiwum wioski. Weszłam do niego, drzwi nieco skrzypiały ale skrzypiały już przed pożarem. Większość ksiąg była spalona, ale te najcenniejsze były specjalnie chronione i znalazłam je w formie nienaruszonej. Mogłam się obwiniać, że wcześniej na to nie wpadłyśmy, ale jaki to miałoby sens? Lepiej zająć się przegladaniem tego, a było to dość sporo grubych ksiąg. Miałam wrażenie, że przeglądam je wiele godzin aż w końcu znalazłam to czego szukałam i mogłam wrócić do Maji. Cicho liczyłam, że nie zauważyła mojego zniknięcia i cóż... miałam rację. Maja jeszcze spała.
- Hej. Czemu nie śpisz? - usłyszałam za sobą głos Maji
- Jak mogłabym spać w takiej chwili- powiedziałam oburzona
- Powinnaś się wyspać- powiedziała Maja. Powiedziała to tym swoim głosem, który zazwyczaj znaczy, że nie odpuści. Głos dziecięcego uporu, jak ja go nazywałam.
- okej, okej- powiedziałam przewracając oczami. Zaczynało świtać i byłam pewna, że nie uda mi się zasnąć, ale popełniłam błąd. Usnęłam bardzo szybko. Kiedy się obudziłam było już niemal południe, a Maja spała w pokoju obok. Słyszałam jej miarowy oddech i nagle w mojej głowie zaświtał pomysł, a właściwie to po prostu postanowiłam zrealizować wcześniejszy pomysł. Musiałam wprowadzić do gry nowy mianownik, innego gracza, który odwróci jej wynik. To nie mogło się tak skończyć.
Wymknęłam się z jaskini Watahy Ognia i skierowałam prosto ku terenom mroku. Czy miałam jakiś plan? Nie, i nie starałam się go wymyślić, po prostu biegłam i myślałam tylko o tym. O rozmywającym się krajobrazie, o wiatrze w moich włosach, o odgłosie powietrza zderzającego się z całym moim ciałem i o tylu innych rzeczach, które wiązały się z biegiem. Właśnie miałam tereny watahy mroku i już miałam się cieszyć, że jednak jego nie spotkałam, ale z moich myśli wyrwał mnie jego głos:
- a ty co tu robisz?- Kuro stał oparty o drzewo przyjmując dość nonszalancką pozę.
- Kuro, wiem że ty musisz wszystko wiedzieć i nigdy nie odpuszczasz, ale tym razem daj sobie spokój z tymi twoimi badaniami. Dobrze ci rządzę to nie jest zabawa...już nie - powiedziałam i biegłam dalej nasłuchując za sobą kroków Kuro, ale ich nie słyszałam. Minęłam tereny wszystkich watah i zaczęłam węszyć. Szukałam zapachu Nigela. Było to dość trudne i zaczęłam stopniowo zwalniać, aż przeszłam do tepa spacerowego. Po kilku minutach ślady stały się całkiem wyraźne, więc przyspieszyłam. I po chwili dotarłam na miejsce. Bardzo wyraźnie było czuć tu aurę mroku, weszłam do groty, choć mój instynkt nakazywał mi uciekać stąd jak najdalej. Grota była ciemna i bardzo długa, A na końcu łączyła się z jakimś pomieszczeniem. Wraz z moim zbliżaniem się do sali coraz wyraźniej docierały do mnie głosy dwóch mężczyzn.
- A więc wie już jak obezwładnić jej tarczę, ale to nadal nie daje gwarancji sukcesu.
- Masz rację, Logosie. Jeśli tej małej uda się połączyć jej magię Follow z tym co dała jej matka to posłaniec będzie bezradny.
- Nie bądźmy aż takimi pesymistami.
- A jaki widzisz dla niego ratunek?
- Widzę światło pochłaniające ciemność
- A więc wszystko zależy od tej małej?
- Na to wygląda. Ona ma wielką przewagę przez swoje emocje. Jeśli spali jego serce on nie będzie miał szans na obronę. - zastanawiałam się o czym oni mówią. Wiedziałam, że w tych słowach kryje się rozwiązanie naszej zagadki. Podeszłam do drzwi drugiej sali. Tam również o tym rozmawiali tym razem słyszałam głos kobiecy
- Tajemnica całej zagadki tkwi w tym czy naprawdę jest Follow. Musicie pamiętać, że nigdzie nie znaleziono zapisków o tym, że służy ona złu. Nasi badacze tej mocy podejrzewają, że to posiadacz kształtuje swoją moc.- słuchałam tego wszystkiego z coraz bardziej zdziwioną minę i już wiedziałam gdzie znajdę rozwiązanie. Wymknęłam się z jaskini i zawołałam cicho Gaję.
- Wiesz gdzie chcę lecieć- powiedziałam wsiadając na jej grzbiet. - Tylko szybko.
Lot był bardzo krótki, Gaja się postarała. Tereny były opustoszone. Widać było ślady po zniszczeniach spowodowanych pożarem. Z łatwością odnalazłam spalony budynek archiwum wioski. Weszłam do niego, drzwi nieco skrzypiały ale skrzypiały już przed pożarem. Większość ksiąg była spalona, ale te najcenniejsze były specjalnie chronione i znalazłam je w formie nienaruszonej. Mogłam się obwiniać, że wcześniej na to nie wpadłyśmy, ale jaki to miałoby sens? Lepiej zająć się przegladaniem tego, a było to dość sporo grubych ksiąg. Miałam wrażenie, że przeglądam je wiele godzin aż w końcu znalazłam to czego szukałam i mogłam wrócić do Maji. Cicho liczyłam, że nie zauważyła mojego zniknięcia i cóż... miałam rację. Maja jeszcze spała.
czwartek, 12 marca 2015
(Wataha Powietrza) od Charlott
Tak więc... nie mam pojęcia co z sobą począć.
Jestem raczej osobą ambitną... lecz jakoś opuściły m nie chęci wręcz "ganiania" za Dampem. Zaczynał mnie już nużyć... i jego dziwne podejście do mnie. Ciekawe dlaczego od samego początku chce się mnie pozbyć... bardzo ciekawe. Mam dziwne wrażenie, że ktoś go do mnie "uprzedził"... kto? Pomyślmy... jest jedna opcja... ten Duch. Dwu licowy... ido... ped... nie warto strzępić języka, ehhh.
Leżałam teraz spokojnie nad jeziorem, w którym praktycznie dało się przejrzeć. Co porabiałam w takim nudnym miejscu? Szczerze... miałam chwilę aby być sobą... czyli pomarzyć o wszystkim i jednocześnie o niczym, czyli takie bzdety, bezsens i inne. Jeśli ktoś potrzebuje jeszcze bardziej ogarnąć, to co się działo w moim umyśle, to byłoby określenie raczej nam wszystkim znane: "nudziłam się".
Kiedy wreszcie opętała mnie totalna pustka, moją uwagę przykuła tafla wody, która kołysała się delikatnie na wietrze. Po raz pierwszy od dawna skupiłam się na czymś tak niepozornym... ale to coś mnie w pewien sposób uciszyło. Wiatr się wzmógł. Fale roztańczyły się niesamowicie. Część kończyło "taniec" na piaszczystym brzegu, a druga część zanikało gdzieś po drodze. Pierwsze i te drugie łączy to samo - przemijają. Ułożywszy głową na łapach, westchnęłam.
- Śpisz? - Usłyszałam szept nad sobą, to było aż tak niespodziewane, że wzdrygnęłam się i natychmiast podniosłam wzrok na mówiącego.
- A jednak nie. W sumie można się tego było spodziewać po tym jak wzdychałaś. - D... Doki.
- Idź stąd. - Warknęłam powracając do obserwowania wody.
- Ranisz mnie. - Zaśmiał się. - A raczej raniłabyś mnie gdybym żył, no ale wiesz... taka sytuacja. - Chyba uwielbia "sypać" sucharami.
- Ciekawe... - Spojrzałam na to z nieco innego punktu.
- Co jest takie ciekawe, bo nie łapię za bardzo? - W jego tonie słychać było zdziwienie.
- Jak jesteś martwy nie da się ciebie zranić psychicznie, dzięki za info zapamiętam. - Wytłumaczyłam spokojnie, nie świadoma, że chyba przesadziłam, gdyż nic na to nie odpowiedział.
Zapadła dziwna cisza... która gryzła skutecznie moje sumienie.
- Oh, wybacz... - Spojrzałam w miejsce gdzie wcześniej stał, teraz siedział, przybity... i również szukał czegoś wzrokiem po jeziorze. - Ja... ja nie chciałam cię urazić.
- Nie przepraszaj. - Stwierdził twardo. - Nie wiedziałaś... nawet po śmierci słowa ranią...
Ten temat wcale mi nie przypadł do gustu, a można nawet rzec iż mnie odtrącał. Wstałam więc już w postaci ludzkiej z zamiarem odejścia.
- Po pierwsze sądziłem, że to ja mam odejść, po drugie mam pytanie. - Zawołał niedbale za mną.
Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę.
- Mogę zadać pytanie? - Spytał spoglądając na mnie kątem oka, jakby chciał zbadać moją reakcję.
- Pytanie o pytanie... mało sprytne... mało oryginalne... tak, możesz, pogrążysz się może jeszcze bardziej. - Starałam się ostrożnie dobierać słowa, z lekkim żartem pomiędzy wierszami... ale mam wrażenie, że nie wyszło.
- Masz do mnie jakieś pytanie? - Zaśmiał się głośno obserwując kaczki goniące się na jeziorze. Zastanawiałam się czy śmieje się z siebie, czy z kaczek, a może ze mnie?
Przegrzebałem pamięć w poszukiwaniu jakiś niewiadomych...
- Zapytam raz jeszcze... ale nieco jaśniej... czy masz jakieś pytanie, na które potrafię tylko ja odpowiedzieć?
- Oh, tak. - Momentalnie mi przypomniało się upierdliwa myśl o upierdliwym człowieczku. - Coś ty poopowiadał o mnie temu biednemu Dampowi?
- Oczekujesz odpowiedzi? - Zaśmiał się głośno... miał ubaw. Spojrzał na mnie rozbawiony. - Spytałem tylko czy masz pytanie... łapiesz?
- Gdyby moje poczucie humoru nie było upośledzone to pewnie by mnie to rozbawiło. - Uśmiechnęłam się pod nosem, a wielkie dziecko wstało i nadal się śmiejąc, odeszło.
- Upośledzone poczucie humoru? - Zapytałam na głos sama siebie, gdyż ponownie zostałam sama. - Skąd ja to wytrzasnęłam? - Usiadłam i wbiłam tępy wzrok ponownie w wodę...
Ta konwersacja była co najmniej dziwna... nieco przerażająca... i jak ma być tak za każdym razem... wolałabym go nie znać... nie widzieć... wystarczy że "Kochany Braciszek"("KB") musi się z nim użerać jak z resztą duchów... te sprawy mnie przerastają... niech to zostanie między KB, a KB...
- Ciekawe czy on to zaplanował... - Westchnęłam po raz kolejny.
Jestem raczej osobą ambitną... lecz jakoś opuściły m nie chęci wręcz "ganiania" za Dampem. Zaczynał mnie już nużyć... i jego dziwne podejście do mnie. Ciekawe dlaczego od samego początku chce się mnie pozbyć... bardzo ciekawe. Mam dziwne wrażenie, że ktoś go do mnie "uprzedził"... kto? Pomyślmy... jest jedna opcja... ten Duch. Dwu licowy... ido... ped... nie warto strzępić języka, ehhh.
Leżałam teraz spokojnie nad jeziorem, w którym praktycznie dało się przejrzeć. Co porabiałam w takim nudnym miejscu? Szczerze... miałam chwilę aby być sobą... czyli pomarzyć o wszystkim i jednocześnie o niczym, czyli takie bzdety, bezsens i inne. Jeśli ktoś potrzebuje jeszcze bardziej ogarnąć, to co się działo w moim umyśle, to byłoby określenie raczej nam wszystkim znane: "nudziłam się".
Kiedy wreszcie opętała mnie totalna pustka, moją uwagę przykuła tafla wody, która kołysała się delikatnie na wietrze. Po raz pierwszy od dawna skupiłam się na czymś tak niepozornym... ale to coś mnie w pewien sposób uciszyło. Wiatr się wzmógł. Fale roztańczyły się niesamowicie. Część kończyło "taniec" na piaszczystym brzegu, a druga część zanikało gdzieś po drodze. Pierwsze i te drugie łączy to samo - przemijają. Ułożywszy głową na łapach, westchnęłam.
- Śpisz? - Usłyszałam szept nad sobą, to było aż tak niespodziewane, że wzdrygnęłam się i natychmiast podniosłam wzrok na mówiącego.
- A jednak nie. W sumie można się tego było spodziewać po tym jak wzdychałaś. - D... Doki.
- Idź stąd. - Warknęłam powracając do obserwowania wody.
- Ranisz mnie. - Zaśmiał się. - A raczej raniłabyś mnie gdybym żył, no ale wiesz... taka sytuacja. - Chyba uwielbia "sypać" sucharami.
- Ciekawe... - Spojrzałam na to z nieco innego punktu.
- Co jest takie ciekawe, bo nie łapię za bardzo? - W jego tonie słychać było zdziwienie.
- Jak jesteś martwy nie da się ciebie zranić psychicznie, dzięki za info zapamiętam. - Wytłumaczyłam spokojnie, nie świadoma, że chyba przesadziłam, gdyż nic na to nie odpowiedział.
Zapadła dziwna cisza... która gryzła skutecznie moje sumienie.
- Oh, wybacz... - Spojrzałam w miejsce gdzie wcześniej stał, teraz siedział, przybity... i również szukał czegoś wzrokiem po jeziorze. - Ja... ja nie chciałam cię urazić.
- Nie przepraszaj. - Stwierdził twardo. - Nie wiedziałaś... nawet po śmierci słowa ranią...
Ten temat wcale mi nie przypadł do gustu, a można nawet rzec iż mnie odtrącał. Wstałam więc już w postaci ludzkiej z zamiarem odejścia.
- Po pierwsze sądziłem, że to ja mam odejść, po drugie mam pytanie. - Zawołał niedbale za mną.
Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę.
- Mogę zadać pytanie? - Spytał spoglądając na mnie kątem oka, jakby chciał zbadać moją reakcję.
- Pytanie o pytanie... mało sprytne... mało oryginalne... tak, możesz, pogrążysz się może jeszcze bardziej. - Starałam się ostrożnie dobierać słowa, z lekkim żartem pomiędzy wierszami... ale mam wrażenie, że nie wyszło.
- Masz do mnie jakieś pytanie? - Zaśmiał się głośno obserwując kaczki goniące się na jeziorze. Zastanawiałam się czy śmieje się z siebie, czy z kaczek, a może ze mnie?
Przegrzebałem pamięć w poszukiwaniu jakiś niewiadomych...
- Zapytam raz jeszcze... ale nieco jaśniej... czy masz jakieś pytanie, na które potrafię tylko ja odpowiedzieć?
- Oh, tak. - Momentalnie mi przypomniało się upierdliwa myśl o upierdliwym człowieczku. - Coś ty poopowiadał o mnie temu biednemu Dampowi?
- Oczekujesz odpowiedzi? - Zaśmiał się głośno... miał ubaw. Spojrzał na mnie rozbawiony. - Spytałem tylko czy masz pytanie... łapiesz?
- Gdyby moje poczucie humoru nie było upośledzone to pewnie by mnie to rozbawiło. - Uśmiechnęłam się pod nosem, a wielkie dziecko wstało i nadal się śmiejąc, odeszło.
- Upośledzone poczucie humoru? - Zapytałam na głos sama siebie, gdyż ponownie zostałam sama. - Skąd ja to wytrzasnęłam? - Usiadłam i wbiłam tępy wzrok ponownie w wodę...
Ta konwersacja była co najmniej dziwna... nieco przerażająca... i jak ma być tak za każdym razem... wolałabym go nie znać... nie widzieć... wystarczy że "Kochany Braciszek"("KB") musi się z nim użerać jak z resztą duchów... te sprawy mnie przerastają... niech to zostanie między KB, a KB...
- Ciekawe czy on to zaplanował... - Westchnęłam po raz kolejny.
poniedziałek, 2 marca 2015
(Wataha Wody) od Dampa
Nikt się nie odezwał... ale słyszałem jakieś głosy wewnątrz groty. Pomału więc posuwałem się do przodu. Nie zważając na otoczenie, starałem się wyczuć wśród tych wielu zapachów Arve. Po kilku minutach dotarłem do konkretnego wejścia jakiegoś pomieszczenia. Zerknąłem do środka zaciekawiony... a zarazem czymś... podenerwowany, nie przekraczając progu zobaczyłem co się dzieje w środku.
Nic konkretnego się nie działo... ale za to z widoku... trudno było wyciągnąć jakikolwiek wniosek, praktycznie... jak dla mnie trudno było wymyślić jakieś konkretne kłamstwo aby wytłumaczyć co to ma znaczyć, więc jeśli ktoś z nich zechce mi trochę wytłumaczyć, zapewne powie prawdę. A co konkretnie zobaczyłem? Widok... który mnie sparaliżował. W jednym pomieszczeniu byli: Initium, która zdawała się kontrolować sytuację w pewnym stopniu, Problematycznie-Podernowany Ayato, który siedział przy łóżku, i wreszcie... Arve z czerwoną twarzą od łez, tuląca się do jakiegoś faceta, który zdawał się ją znać lepiej niż ktokolwiek z tej krainy... czyżby to był Rain? Chociaż.. to mnie jakoś specjalnie nie zaintrygowało, a moją uwagą przyciągnął wręcz krytyczny stan dziewczyny... była niczym.. cień... wycieńczona, zmęczona... nie wiem czym, czy płaczem.. czy... nie mam pojęcia co mogło się tu wydarzyć.
Nie stałem tu zbyt długo... ale najwidoczniej wszyscy teraz skupili się na Arve, skoro ani właścicielka groty(chociaż.. możliwe iż zauważyła moje przybycie, ale nie dawała tego oznak), ani zawsze czujny i gotowy do działania Ayato... ani Anty-Cud, nie zwrócili na mnie uwagi. Jedyna osoba... która zwróciła uwagą na mnie była właśnie osoba, na której się wszyscy skupili. Podniosła powolnie głowę i rozglądnęła się dookoła, jakby chciała zorientować się w sytuacji. Potem spojrzała w moją stronę i uśmiechnęła się słabo. Uśmiechnąłem się także, i aby... nie wiem, co chciałam powstrzymać, ale coś chciałem w sobie zdławić, musiałem wyjść nie miałem serca patrzeć na nią w takim stanie... bez słowa odwróciłem się i wyszedłem. Nikt nic nie powiedział. Mam nadzieję... zapewne Arve zrozumiała, to co zrobiłem.
Nie oddalałem się od zbytnio jaskini - usiadłem na trawie jakieś pięć metrów przed wejściem. Westchnąłem ciężko i spuściłem głowę na duł, miałem wrażenie, że zrobiła się strasznie ciężka.
- Jest prawie pusta, a taka ciężka... - Nie marnując żadnej okazji, teraz także ze mnie zażartował.. Doki.
- Odczep się. - Mruknąłem, nawet nie starając się go szukać wzrokiem, przyzwyczaiłem się do takich rozmów... jakbym gadał z powietrzem. - Tym razem chyba nie masz zamiary się pokazać któremukolwiek z nich? - Wolałem się upewnić.
- Nie, tym razem wolę abyś sam się z nimi troszeczkę pokonwersował. - Zaśmiał się krótko.
- Dzięki za wolną rękę... Nianiu. - Usiłowałem trochę zażartować.. ale jakoś mnie samego to nie bawiło.
- Polecam się na przyszłość. - I umilkł.
__________________________________
Krótkie, lecz treściwe. ;x
Nic konkretnego się nie działo... ale za to z widoku... trudno było wyciągnąć jakikolwiek wniosek, praktycznie... jak dla mnie trudno było wymyślić jakieś konkretne kłamstwo aby wytłumaczyć co to ma znaczyć, więc jeśli ktoś z nich zechce mi trochę wytłumaczyć, zapewne powie prawdę. A co konkretnie zobaczyłem? Widok... który mnie sparaliżował. W jednym pomieszczeniu byli: Initium, która zdawała się kontrolować sytuację w pewnym stopniu, Problematycznie-Podernowany Ayato, który siedział przy łóżku, i wreszcie... Arve z czerwoną twarzą od łez, tuląca się do jakiegoś faceta, który zdawał się ją znać lepiej niż ktokolwiek z tej krainy... czyżby to był Rain? Chociaż.. to mnie jakoś specjalnie nie zaintrygowało, a moją uwagą przyciągnął wręcz krytyczny stan dziewczyny... była niczym.. cień... wycieńczona, zmęczona... nie wiem czym, czy płaczem.. czy... nie mam pojęcia co mogło się tu wydarzyć.
Nie stałem tu zbyt długo... ale najwidoczniej wszyscy teraz skupili się na Arve, skoro ani właścicielka groty(chociaż.. możliwe iż zauważyła moje przybycie, ale nie dawała tego oznak), ani zawsze czujny i gotowy do działania Ayato... ani Anty-Cud, nie zwrócili na mnie uwagi. Jedyna osoba... która zwróciła uwagą na mnie była właśnie osoba, na której się wszyscy skupili. Podniosła powolnie głowę i rozglądnęła się dookoła, jakby chciała zorientować się w sytuacji. Potem spojrzała w moją stronę i uśmiechnęła się słabo. Uśmiechnąłem się także, i aby... nie wiem, co chciałam powstrzymać, ale coś chciałem w sobie zdławić, musiałem wyjść nie miałem serca patrzeć na nią w takim stanie... bez słowa odwróciłem się i wyszedłem. Nikt nic nie powiedział. Mam nadzieję... zapewne Arve zrozumiała, to co zrobiłem.
Nie oddalałem się od zbytnio jaskini - usiadłem na trawie jakieś pięć metrów przed wejściem. Westchnąłem ciężko i spuściłem głowę na duł, miałem wrażenie, że zrobiła się strasznie ciężka.
- Jest prawie pusta, a taka ciężka... - Nie marnując żadnej okazji, teraz także ze mnie zażartował.. Doki.
- Odczep się. - Mruknąłem, nawet nie starając się go szukać wzrokiem, przyzwyczaiłem się do takich rozmów... jakbym gadał z powietrzem. - Tym razem chyba nie masz zamiary się pokazać któremukolwiek z nich? - Wolałem się upewnić.
- Nie, tym razem wolę abyś sam się z nimi troszeczkę pokonwersował. - Zaśmiał się krótko.
- Dzięki za wolną rękę... Nianiu. - Usiłowałem trochę zażartować.. ale jakoś mnie samego to nie bawiło.
- Polecam się na przyszłość. - I umilkł.
__________________________________
Krótkie, lecz treściwe. ;x
Subskrybuj:
Posty (Atom)