Szum w uszach nie był tak uporczywy jak do tej pory. Na jedną chwilę w mojej głowie zapanowała cisza. Arwe opuściła mój umysł, by swoją uwagę skupić na ..kimś innym. Zanim powędrowałem spojrzeniem za jej gestem, nowy „gość” opuścił jaskinię.
Pomimo wręcz paradoksalnie i groteskowo nerwowej sytuacji, na moich ustach pojawiło się drobne wykrzywienie – coś, co można było nazwać uśmiechem. Znałem tego, który się pojawił chwilę temu. Znałem, bo …już się spotkaliśmy.
Z niechęcią odsunąłem się od siostry, wciąż obdarzając nieprzyjemnym spojrzeniem błękitnowłosego paskudnika. Zacisnąłem zęby, gdy jasnowłosa piękność zmrużyła oczy na widok mojej miny. Nie miałem zamiaru rezygnować, ale nieodparta chęć wyjścia, kazała mi na KRÓTKĄ chwilę pozostawić Arwe w rękach…nie…na pewno nie w rękach nieznajomego mężczyzny. Pozwoliłem, by Initium usiadła na moim miejscu, a sam z cichym westchnieniem puściłem dłoń siostry i ruszyłem cicho do wyjścia. Nie odwracałem się, nie chciałem widzieć…jak Arwe kładzie głowę na ramieniu niebieskowłosego cholernika.
Chłód powietrza przenikał skórę, powodując przyjemne dreszcze. Czucie wciąż było dla mnie fascynującą odmianą, więc tak trywialne – przynajmniej dla wielu – odczucia były wciąż zaskakująco intensywne.
Przed wejściem stał duch tuż obok młodego mężczyzny. W tej rzeczywistości postrzeganie było zupełnie innym doświadczeniem – przynajmniej dla mnie. Ostatnim razem…Damp był żywym światło-cieniem, z wyraźnie zaznaczonym sercem. Teraz poznawałem go w inny sposób.
Zanim przysiadłem obok, towarzysz Dampa ulotnił się. Wiedziałem, że żaden z jego pokroju, nie będzie lubił mego towarzystwa…wywoływałem specyficzne „drgania”, które drażniły duchy. Miałem nad tym jednak władzę, więc zależnie od potrzeby – wzmacniałem lub minimalizowałem intensywność.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie dotrzymałeś obietnicy – usiadłem obok, już w momencie, gdy rozbrzmiał mój nieco ochrypły nadal głos. Nie próbowałem nawiązywać do całej sytuacji, niczego tłumaczyć…I choć było to nieco dziwne, odezwałem się tak, jak do dawno niewidzianego znajomego. Starałem się, by mój głos był spokojny, bez emocji, ale na usta wypełzł ten sam uśmiech, który pojawił się, gdy wszedł do jaskini.
- Ehm…- odezwał się po chwili, wyraźni zbity z tropu - Witaj... czy.. czy ty... kim ty jesteś?
- Nieładnie odpowiadać pytaniem na pytanie - choć mówiłem poważnie, to oczy zmrużyłem w rozbawieniu. Wciąż miałem pewien problem w odsłanianiu swoich emocji.
Chłopak zmierzy mnie badawczym spojrzeniem, jakby ważąc pewność moich słów. Po chwili i na jego ustach pojawił się słaby wyraz uśmiechu, może nieco smutnego - Jak się czuje Arve?
Nachylam się, by zacząć rysować palcem w ziemi, odpowiadam nie patrząc na chłopaka
- Wciąż nie odpowiedziałeś na moje pytanie - tym razem po prostu...sam nie byłem pewien odpowiedzi i samopoczucia Arwe. Najgorsze...już minęło, ale siostra potrzebowała teraz odpoczynku. Właściwie tak, jak ja sam.
- W mojej perspektywie raczej spełniłem Twą prośbę. – Damp widocznie przypominał sobie całą sytuację i nasze niestandardowe spotkanie. Wodził też wzrokiem wzdłuż linii, jakie kreśliłem w podłożu.
Odwróciłem nieznacznie głowę, jednak nie przestałem rysować. Na ziemi pojawiała się...twarz Dampa - Czy w Twojej perspektywie wyrzucasz niewygodne fragmenty? - doskonale wiedziałem, że część o uściskaniu Arwe została "pominięta". Widziałem teraz wszystko to co siostra, więc nie umknęła mi i ta kwestia. W moim pytaniu, nie było jednak wyrzutu. Wciąż miałem naleciałości zasad panujących dla "bramy", więc dotrzymywanie obietnic co do słowa było dla mnie...ważne. Nawet, jeśli mnie to nieco bawiło.
- A ty niby skąd to wiesz? Zgadujesz czy masz niepodważalne dowody? – nasza rozmowa toczyła się w dosyć specyficzny sposób. Możliwe, że chłopak zrazi się przez to do mnie…a może wykaże się czymś więcej? Choć w głosie znać było coś na kształt zaczepki, nie wyczuwałem w tym wrogości, charakterystycznej dla…tego…Ayato. W myślach Arwe poznałem jego imię i niestety…burzę emocji, jakimi go obdarzała. Nic z tego mi się nie podobało. Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się grymas złości, by po chwili zniknął.
- Nie zaprzeczyłeś – odparłem lakonicznie – i nadal nie odpowiedziałeś – kolejny uśmiech mógł być teraz uznany za kpinę. Chyba. Byłem dziwnie rozluźniony w jego towarzystwie. Dodatkowo wzrastało rozbawienie. Na ziemi, u naszych stóp, dokończyłem rysować twarz mego rozmówcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz